Ten czas był niesamowity…
Najpierw w sobotę adoracja od 5 nad ranem – trudne do ogarnięcie wstawanie – a potem milczenie do południa… Wyprawa, a podczas niej przeprawa przez rozlaną rzekę, strzelanie z łuku, budowanie noszy i wiele wspólnych – ojców z synem – dokonań pozostawiło niezapomniane przeżycia. A wieczorem rozbijanie namiotów i rozkładanie łóżek polowych wśród kumkania żab i wspaniałych, naturalnych i malowniczych rozlewisk Warty.
Synowie z ojcami razem budowali to wspólne obozowiska, a potem posiłek przy ognisku. A żeby tego wszystkiego było mało, pilnowanie ognia a przede wszystkim długie i głębokie nocne męskie rozmowy twardych, zorientowanych na Boga i rodzinę facetów… Ranna, niedzielna Msza święta w „Bazylice większej” czyli w większym z dwóch namiotów była ukoronowaniem całości. Nic dodać nic ująć. Dla mnie to była ekstraklasa!
Dziękuję szczególnie Ojcu Krzysztofowi, Radkowi oraz Mirkowi, którego Żona jeszcze w sobotę zdążyła urodzić zdrową Darię i po odcięciu jej pępowiny pozwoliła mu do nas wrócić. Dziękuję także Wam wszystkim obecnym na sesji dla ojców i synów w Czmońcu, za pokazanie, iż są w Polsce prawdziwi mężczyźni, twardzi, wierzący i radośni. I że oni mają takich synów, którzy mają szansą być podobnymi do swoich ojców.
Chwała Panu!
Mariusz